Dadaab – obóz dla uchodźców w Kenii, powstały w 1992 roku miał być miejscem schronienia głównie dla Somalijczyków uciekających przed wojna domową.
Po 25 latach stał się jednak znaczącym miejscem na mapie... .gospodarczej, pochodzi z niego całkiem pokaźny procent dochodów prowincji Północno-Wschodniej (opartych głównie na szmuglu cukru), a w czterech de facto miastach (Hagadera, Ifo, Dagahaley, Kambios) mieszka, według różnych szacunków od 300,000 do 500, 000 ludzi.
Oficjalnie znajdują się one pod patronatem Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców, a zarządzane są przez jedną z licznych organizacji charytatywnych działających pod egidą ONZ.
Na kartach "Miasta cierni" autor stara się zobrazować życie w tym największym na świecie obozie uchodźców. Część bohaterów książki nie zna innego życia, niż to w Dadaab, tam się urodzili, a ze względu na ograniczenia w przemieszczaniu się po terytorium Kenii nałożone przez kenijski rząd nie specjalnie mają możliwość, a często i chęć, podróżowania poza znaną sobie okolicę.
Jak to z reguły bywa z różnymi inicjatywami ONZ spora część problemów, z jakimi borykają się mieszkańcy opisywanych miejsc wynika z metody działania tej przesławnej organizacji. Znane, nie tylko w Afryce, rozwiązanie typu „na plaster i ślinę”, bez dookreślonych reguł, zasad, a czasami również brak pomysłu na stabilne finansowanie projektu widać tam w pełnej krasie.
Rządy m.in. USA i donatorzy nie są szczęśliwi z racji tego, że aby nieść skuteczną pomoc, organizacje charytatywne muszą odprowadzać „podatki” w tym dla terrorystów z Asz-Szabab. Zapominają o podstawowej regule „This is Africa” i o tym, że nic tam nie działa tak, jak się wydaje Europejczykom i Amerykanom.
Mimo starań Autora należę do tej grupy czytelników, która raczej nie wzruszy się losem biednych uchodźców. Dlaczego? Już odpowiadam. Uciekają przed przemocą, gwałtami i zamachami. Co sami sobie tam fundują? Gwałty, przemoc, ataki bombowe. I oczywiście słabo współpracują z kimkolwiek ze strachu przed odwetem klanu, z którego pochodzą napastnicy. Co najmniej niechęć, jeśli nie otwarta nienawiść, pomiędzy chrześcijanami z Etiopii a muzułmanami z Somalii też nie jest w tym wypadku bez znaczenia.
Przyrost naturalny, pomimo braku perspektyw i powszechnego dostępu do środków antykoncepcyjnych jest taki, że pomimo akcji powrotu części uchodźców do Somalii, liczba ludności w obozach nie maleje (na papierze – tak, ale rzeczywistość skrzeczy). Normą jest oszukiwanie organizacji pomocowych – przydziały żywności i innych dóbr są pobierane również dla osób, które opuściły obóz. Mimo braku zajęcia dla sporej części mieszkańców panuje tam brud, wszędzie walają się śmieci, ale jeżeli nikt za sprzątanie nie zapłaci to stan ten nikomu nie przeszkadza. To znaczy – pewnie przeszkadza, ale jakoś chętnych do zmiany tego stanu rzeczy brak.
Za zmniejszenie wielkości pomocy (związanej z akcją humanitarną w Syrii) i przez to „osłabienie sił witalnych” para nie mogąca podjąć czynności prokreacyjnych chce pozwać do sądu... Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców.
To tylko kilka przykładów, a jest ich znacznie więcej.
Zresztą..., przeczytajcie sami.
Tytuł: Miasto cierni Największy obóz dla uchodźców
Tytuł oryginału: City of Thorns
Po 25 latach stał się jednak znaczącym miejscem na mapie... .gospodarczej, pochodzi z niego całkiem pokaźny procent dochodów prowincji Północno-Wschodniej (opartych głównie na szmuglu cukru), a w czterech de facto miastach (Hagadera, Ifo, Dagahaley, Kambios) mieszka, według różnych szacunków od 300,000 do 500, 000 ludzi.
Oficjalnie znajdują się one pod patronatem Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców, a zarządzane są przez jedną z licznych organizacji charytatywnych działających pod egidą ONZ.
Na kartach "Miasta cierni" autor stara się zobrazować życie w tym największym na świecie obozie uchodźców. Część bohaterów książki nie zna innego życia, niż to w Dadaab, tam się urodzili, a ze względu na ograniczenia w przemieszczaniu się po terytorium Kenii nałożone przez kenijski rząd nie specjalnie mają możliwość, a często i chęć, podróżowania poza znaną sobie okolicę.
Jak to z reguły bywa z różnymi inicjatywami ONZ spora część problemów, z jakimi borykają się mieszkańcy opisywanych miejsc wynika z metody działania tej przesławnej organizacji. Znane, nie tylko w Afryce, rozwiązanie typu „na plaster i ślinę”, bez dookreślonych reguł, zasad, a czasami również brak pomysłu na stabilne finansowanie projektu widać tam w pełnej krasie.
Rządy m.in. USA i donatorzy nie są szczęśliwi z racji tego, że aby nieść skuteczną pomoc, organizacje charytatywne muszą odprowadzać „podatki” w tym dla terrorystów z Asz-Szabab. Zapominają o podstawowej regule „This is Africa” i o tym, że nic tam nie działa tak, jak się wydaje Europejczykom i Amerykanom.
Mimo starań Autora należę do tej grupy czytelników, która raczej nie wzruszy się losem biednych uchodźców. Dlaczego? Już odpowiadam. Uciekają przed przemocą, gwałtami i zamachami. Co sami sobie tam fundują? Gwałty, przemoc, ataki bombowe. I oczywiście słabo współpracują z kimkolwiek ze strachu przed odwetem klanu, z którego pochodzą napastnicy. Co najmniej niechęć, jeśli nie otwarta nienawiść, pomiędzy chrześcijanami z Etiopii a muzułmanami z Somalii też nie jest w tym wypadku bez znaczenia.
Przyrost naturalny, pomimo braku perspektyw i powszechnego dostępu do środków antykoncepcyjnych jest taki, że pomimo akcji powrotu części uchodźców do Somalii, liczba ludności w obozach nie maleje (na papierze – tak, ale rzeczywistość skrzeczy). Normą jest oszukiwanie organizacji pomocowych – przydziały żywności i innych dóbr są pobierane również dla osób, które opuściły obóz. Mimo braku zajęcia dla sporej części mieszkańców panuje tam brud, wszędzie walają się śmieci, ale jeżeli nikt za sprzątanie nie zapłaci to stan ten nikomu nie przeszkadza. To znaczy – pewnie przeszkadza, ale jakoś chętnych do zmiany tego stanu rzeczy brak.
Za zmniejszenie wielkości pomocy (związanej z akcją humanitarną w Syrii) i przez to „osłabienie sił witalnych” para nie mogąca podjąć czynności prokreacyjnych chce pozwać do sądu... Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców.
To tylko kilka przykładów, a jest ich znacznie więcej.
Zresztą..., przeczytajcie sami.
Tytuł: Miasto cierni Największy obóz dla uchodźców
Tytuł oryginału: City of Thorns
Autor: Ben Rawlence
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania drugiego: sierpień 2017
Data wydania drugiego: sierpień 2017
Jej ciężki temat :( chyba wolę jednak książki o rozwoju duchowym ;)
OdpowiedzUsuńTo nie jest łatwa książka, ale z pewnością warta przeczytania
UsuńDawno już nie czytałem dobrego reportażu. Ciągle tylko szukają sensacji tam, gdzie tego po prostu nie ma. Dzięki za rekomendację. Dodaje do obserwowanych. Zapraszam do mnie. http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDzięki za zaproszenie - na pewno skorzystam :-)
Usuń