Jak już wiecie, porzuciliśmy „wielkomiejskie” Ząbki i wyjechaliśmy na” prowincję” :-D
Zaletą naszego nowego domu jest to, że wszędzie mamy w miarę blisko i jest zdecydowanie bardziej zielono (chociaż Ola wolałaby, żeby było bardziej „beżowo”- ale jak wiadomo Kobiecie nie dogodzisz :P)
Jedynym utrudnieniem jest mocno ograniczona podaż wołowiny, co nieco komplikuje nam sporządzanie menu do którego przyzwyczailiśmy się w Arabii Saudyjskiej, niemniej jednak jakoś dajemy radę :D
Oczywiście, zaczęliśmy intensywnie eksplorować okolicę, trafiliśmy m.in. do gotyckiego zamku, gdzie w katedrze św. Jana Ewangelisty znajduje krypta ze szczątkami trzech Wielkich Mistrzów Orden der Brüder vom Deutschen Haus Sankt Mariens in Jerusalem (bardziej znanych jako Krzyżacy) - Wernera von Orselna, Ludolfa Koeniga von Wattzau oraz Henryka von Plauen.
Jak głosi wieść gminna, a właściwie powiatowa, nie byli to na tyle wybitni mężowie stanu, aby być godnymi pochowania w stołecznym Malborku.
Tylko, że jest pewna istotna różnica w dniu dzisiejszym – krypty malborskiego zamku są puste :-D
Trafiliśmy do Pana Przewodnika po krypcie, prowadzącego sklep z pamiątkami z Marienwerder.
Są koszulki, kubeczki, proporczyki, figurki rycerzy zakonnych i tym podobne suweniry.
Jednak Szacowna Małżonka Ma Aleksandra wypatrzyła coś jeszcze – książki
Z okładek wynikało, że część z nich to bynajmniej nie są przewodniki po okolicy czy jakieś monografie dotycząca historii miasta. To znaczy, takowe też były, ale ta którą zobaczyła Ola była mocno inna. - na okładce znajdował się rysunek dwóch HMMWV oraz polskiego żołnierza.
Autorem jest Władysław Zdanowicz.
Oczywiście Ola zadała (jak zwykle z wrodzoną subtelnością radzieckiej dywizji pancernej) pytanie co to ma wspólnego z miastem, jeżeli tytuł brzmi „Misjonarze z Dywanowa czyli polski Szwejk na misji w Iraku” ?
Okazuje się, że bardzo wiele, bo Autor jest autochtonem :-)
Zapytaliśmy Pana Przewodnika, czy jest ciekawa i fajnie napisana, czy znajduje się tu tylko dlatego, że zaważył na tym lokalny patriotyzm.
Pan Przewodnik stanowczo stwierdził, że nie, nie jest to tylko przejaw lokalnego patriotyzmu, a Autor wie o czym pisze, albowiem na misji w Iraku był osobą własną.
Z pewną nieśmiałością poprosiliśmy o tom pierwszy ”Pinky, czyli nowicjusz”
Umówiliśmy się z Panem Przewodnikiem na zwiedzanie krypty nazajutrz.
Ale nie udało mi się dotrzymać słowa :-(
Wpadłem w książkę Pana Władysława Zdanowicza jak przysłowiowa śliwka w kompot.
Jedna rada - nie czytajcie jej w miejscach publicznych, bo możecie trafić na obserwację do psychiatryka.
Ola o pierwszej w nocy zaczęła mnie uciszać, bo sąsiedzi chcą spać, a ja ryczę ze śmiechu jak zarzynane prosię. Dałem się zagonić spać po głośnych protestach dopiero po godzinie trzeciej.
Napisana wartkim, jędrnym językiem, przy którym przygody poczciwego Józefa Szwejka są nudne jak ‘Nad Niemnem”.
Czytalność, jeżeli stworzymy językowy nowotwór oparty na „grywalności” gier – powalająca.
Przerwanie czytania można porównać do mąk Tantala.
Znaleźliśmy wpis Pana Władysława Zdanowicza na Facebooku i zapytaliśmy, czy zgodzi się z nami spotkać.
Szczęśliwie się okazało, że ma czas w niedzielę po południu.
Umówiliśmy się pod zamkiem, a ja już byłem na głodzie, bo pierwszy tom trylogii skończyłem zaraz po wczesnej pobudce.
Pierwszy rzut oka na przechodzącego, uśmiechniętego, skromnego pana w średnim wieku i już wiem że to On.
Pan Władysław dość szybko został zarzucony przeze mnie setkami pytań dotyczących fabuły książki.
Odpowiadał ze swadą, jakiej już doświadczyłem czytając Jego książkę.
Po chwili zabrał nas do swojego samochodu i wybraliśmy się na zwiedzanie miasta i okolic. Nie ma chyba w okolicy osoby, która by Go nie znała. Ale nie tylko jako pisarza, ale również miłośnika jeździectwa, który miłość do koni przekazał swoim dzieciom.
Pasja Ojca udzieliła się córce Dominice i synowi Grzegorzowi, do tego stopnia, że jeździectwo w przypadku Dominiki stało się sposobem na życie. Była w reprezentacji Polski w ujeżdżeniu co chyba jest wystarczającym dowodem na Jej profesjonalizm. O ilości pucharów i dyplomów wypełniających dom Państwa Zdanowiczów nie wspomnę.
Tak, dobrze kombinujecie, zostaliśmy zaproszeni na kawę do Pana Władysława, gdzie jakoś zupełnie bezwiednie słowo ”pan” przed Władysław zostało już zupełnie pominięte :-D
Obie nasze połowice były zaskoczone, że takie dwie gaduły jak my potrafią się nawzajem słuchać, bo ja opowiadałem o naszych przygodach w Saudi i nie tylko.
Gdyby nie to, że jeszcze musiałem pojechać na chwilę do firmy, musieliby mnie od Zdanowiczów siłą wganiać :-D
Oczywiście, Władysław, jako człowiek przewidujący przygotował dla mnie fantastyczną niespodziankę – pozostałe dwa tomy przygód dzielnego szeregowego Leńczyka i spółki oraz kolejną powieść (w wersji nieocenzurowanej, przez to grubszej o jakieś 40 %) „Afganistan - Relacja BORowika” z autografami.
Niestety, książki Władysława są trudno dostępne.
Dlaczego ? - bo Władysław ma zasady, co jest już rzadką cechą w naszych czasach.
Uznał, ze cena ok. 50 pln za tom jest zbyt wygórowana, żeby przyjąć ją za obowiązującą w księgarniach, a tak była propozycja,, gdy szukał dla nich wydawców.
Dlatego wydał ją … własnym sumptem i cena jest zdecydowanie bardziej przyjazną kieszeni czytelników.
Dodatkowo, z zupełnie nieznanych przyczyn wysocy oficjele MON najchętniej zrobili by z niej „półkownika” , bo chwały to tej instytucji obserwacje naocznego świadka wydarzeń nie przynoszą.
Przykład ? Proszę bardzo - pierwsza zmiana misji „stabilizacyjnej” polskiej Armii w Iraku wylądowała… bez broni, a jeżeli już z bronią, to..... bez amunicji do niej.
Broń miała przybyć, zgodnie z teoriami dzielnych liczyportków w tym samym czasie co żołnierze, ale….. nie dotarła.
Dlatego cały liczący ponad dwa tysiące ludzi kontyngent wędrował po Iraku….. z kijami od szczotek pomalowanymi na metaliczny kolor. Pomysł wykonania dział bezodrzutowych z..… rur PCV nie przeszedł, ale część oddziałów i takie wyposażenie przygotowała.
To byłoby, qrva śmieszne, gdyby nie chodziło o życie tych ludzi.
O tym, co sądzili na temat tej sytuacji nasi sojusznicy to już chyba lepiej nie wspominać.
Główny bohater – szeregowy Piotr Leńczyk trafił na misję wskutek niesamowitego zbiegu wypadków, kompletnie do niej nie przygotowany.
Żeby dowódca pododdziału nie dostał po dupie, ponieważ szeregowy Leńczyk strzelał z zamkniętymi oczyma – a to mogłoby się odbić na ocenie jego przełożonego, w zamian za służbę w kuchni i sprzątanie rejonów – na strzelnicy leżał pomiędzy dwoma najlepszymi strzelcami plutonu i…… dzięki temu zaliczał ten element wojskowego rzemiosła.
Na szczęście dla otaczającej nas rzeczywistości - szeregowy Leńczyk nie jest postacią do końca autentyczną. Jest raczej takim synem Frankensteina – przygody Jemu przypisywane zdarzyły się naprawdę, ale nie jednej tylko osobie. Istnienie takiej postaci byłoby zagrożeniem dla życia na Ziemi :-D
Wszystkie opisane w książkach sytuacje są prawdziwe. Zdarzyły się albo przy osobistym udziale Autora, lub zostały opowiedziane przez inne osoby, które miały na to bądź jeszcze dodatkowych świadków bądź dokumenty potwierdzające daną historię.
Historie zostały tak zmodyfikowane, aby nie można było ustalić, kto i gdzie je opowiedział, bo część ludzi pozostaje jeszcze w czynnej służbie.
Nie jest to ot, kolejna historyja arcyucieszna, ku uciesze gawiedzi napisana. Bo jak tylko przestajecie się śmiać, to dociera do Was to, że jest to może komiczne, jak się siedzi w wygodnym fotelu we własnym ,bezpiecznym domu.
Tam nie było tak zabawnie, głownie dzięki „profesjonalnym inaczej” wyższym oficerom.
Dlatego Władysław Zdanowicz nie jest ulubionym pisarzem „fobbitów, nadpułkowników i kapelonków”.
Kim są wymienione przeze mnie postacie – dowiecie się z trylogii o szeregowym Leńczyku.
Książki są dostępne także w wersji e-book. Kilka rozdziałów pierwszego tomu (około połowy pierwszego tomu, podzielone na dwie części) można też znaleźć w wersji angielskiej na Amazonie.
Zaplanujcie jakiś wolny weekend i spędźcie go w towarzystwie Zdanka, Rovera, Drwala, Gecco, chorążego Ludojada z Formozy, „nadpułkownika” Dąbrowskiego i spółki z plutonu rotacyjno - dyspozycyjnego.
Nie zabraknie tam również pięknych kobiet – dwóch uroczych Pań Porucznik i ślicznej Pani Chorąży z amerykańskiej MP.
Ja na przeczytanie opisu obrad sądu wojskowego, przed którym stanął nieoceniony szeregowy Leńczyk musiałem poświęcić ponad pół godziny, bo jak się ma załzawione ze śmiechu oczy, to trudno jest czytać. Paragraf 22 wysiada.
Nie miejcie innych pomysłów na ten czas - ta ekipa tak Was do siebie przywiąże, że zapomnicie, o tym, iż istnieją jakiekolwiek inne miejsca niż okolice Dywanowa w Iraku.
PS. Władku – zapowiedź na końcu tomu trzeciego „ciąg dalszy nastąpi” nakłada na Ciebie dość konkretne zobowiązanie wobec Twoich fanów :-D
Zaletą naszego nowego domu jest to, że wszędzie mamy w miarę blisko i jest zdecydowanie bardziej zielono (chociaż Ola wolałaby, żeby było bardziej „beżowo”- ale jak wiadomo Kobiecie nie dogodzisz :P)
Jedynym utrudnieniem jest mocno ograniczona podaż wołowiny, co nieco komplikuje nam sporządzanie menu do którego przyzwyczailiśmy się w Arabii Saudyjskiej, niemniej jednak jakoś dajemy radę :D
Oczywiście, zaczęliśmy intensywnie eksplorować okolicę, trafiliśmy m.in. do gotyckiego zamku, gdzie w katedrze św. Jana Ewangelisty znajduje krypta ze szczątkami trzech Wielkich Mistrzów Orden der Brüder vom Deutschen Haus Sankt Mariens in Jerusalem (bardziej znanych jako Krzyżacy) - Wernera von Orselna, Ludolfa Koeniga von Wattzau oraz Henryka von Plauen.
Jak głosi wieść gminna, a właściwie powiatowa, nie byli to na tyle wybitni mężowie stanu, aby być godnymi pochowania w stołecznym Malborku.
Tylko, że jest pewna istotna różnica w dniu dzisiejszym – krypty malborskiego zamku są puste :-D
Trafiliśmy do Pana Przewodnika po krypcie, prowadzącego sklep z pamiątkami z Marienwerder.
Są koszulki, kubeczki, proporczyki, figurki rycerzy zakonnych i tym podobne suweniry.
Jednak Szacowna Małżonka Ma Aleksandra wypatrzyła coś jeszcze – książki
Z okładek wynikało, że część z nich to bynajmniej nie są przewodniki po okolicy czy jakieś monografie dotycząca historii miasta. To znaczy, takowe też były, ale ta którą zobaczyła Ola była mocno inna. - na okładce znajdował się rysunek dwóch HMMWV oraz polskiego żołnierza.
Autorem jest Władysław Zdanowicz.
Oczywiście Ola zadała (jak zwykle z wrodzoną subtelnością radzieckiej dywizji pancernej) pytanie co to ma wspólnego z miastem, jeżeli tytuł brzmi „Misjonarze z Dywanowa czyli polski Szwejk na misji w Iraku” ?
Okazuje się, że bardzo wiele, bo Autor jest autochtonem :-)
Zapytaliśmy Pana Przewodnika, czy jest ciekawa i fajnie napisana, czy znajduje się tu tylko dlatego, że zaważył na tym lokalny patriotyzm.
Pan Przewodnik stanowczo stwierdził, że nie, nie jest to tylko przejaw lokalnego patriotyzmu, a Autor wie o czym pisze, albowiem na misji w Iraku był osobą własną.
Z pewną nieśmiałością poprosiliśmy o tom pierwszy ”Pinky, czyli nowicjusz”
Umówiliśmy się z Panem Przewodnikiem na zwiedzanie krypty nazajutrz.
Ale nie udało mi się dotrzymać słowa :-(
Wpadłem w książkę Pana Władysława Zdanowicza jak przysłowiowa śliwka w kompot.
Jedna rada - nie czytajcie jej w miejscach publicznych, bo możecie trafić na obserwację do psychiatryka.
Ola o pierwszej w nocy zaczęła mnie uciszać, bo sąsiedzi chcą spać, a ja ryczę ze śmiechu jak zarzynane prosię. Dałem się zagonić spać po głośnych protestach dopiero po godzinie trzeciej.
Napisana wartkim, jędrnym językiem, przy którym przygody poczciwego Józefa Szwejka są nudne jak ‘Nad Niemnem”.
Czytalność, jeżeli stworzymy językowy nowotwór oparty na „grywalności” gier – powalająca.
Przerwanie czytania można porównać do mąk Tantala.
Znaleźliśmy wpis Pana Władysława Zdanowicza na Facebooku i zapytaliśmy, czy zgodzi się z nami spotkać.
Szczęśliwie się okazało, że ma czas w niedzielę po południu.
Umówiliśmy się pod zamkiem, a ja już byłem na głodzie, bo pierwszy tom trylogii skończyłem zaraz po wczesnej pobudce.
Pierwszy rzut oka na przechodzącego, uśmiechniętego, skromnego pana w średnim wieku i już wiem że to On.
Pan Władysław dość szybko został zarzucony przeze mnie setkami pytań dotyczących fabuły książki.
Odpowiadał ze swadą, jakiej już doświadczyłem czytając Jego książkę.
Po chwili zabrał nas do swojego samochodu i wybraliśmy się na zwiedzanie miasta i okolic. Nie ma chyba w okolicy osoby, która by Go nie znała. Ale nie tylko jako pisarza, ale również miłośnika jeździectwa, który miłość do koni przekazał swoim dzieciom.
Pasja Ojca udzieliła się córce Dominice i synowi Grzegorzowi, do tego stopnia, że jeździectwo w przypadku Dominiki stało się sposobem na życie. Była w reprezentacji Polski w ujeżdżeniu co chyba jest wystarczającym dowodem na Jej profesjonalizm. O ilości pucharów i dyplomów wypełniających dom Państwa Zdanowiczów nie wspomnę.
Tak, dobrze kombinujecie, zostaliśmy zaproszeni na kawę do Pana Władysława, gdzie jakoś zupełnie bezwiednie słowo ”pan” przed Władysław zostało już zupełnie pominięte :-D
Obie nasze połowice były zaskoczone, że takie dwie gaduły jak my potrafią się nawzajem słuchać, bo ja opowiadałem o naszych przygodach w Saudi i nie tylko.
Gdyby nie to, że jeszcze musiałem pojechać na chwilę do firmy, musieliby mnie od Zdanowiczów siłą wganiać :-D
Oczywiście, Władysław, jako człowiek przewidujący przygotował dla mnie fantastyczną niespodziankę – pozostałe dwa tomy przygód dzielnego szeregowego Leńczyka i spółki oraz kolejną powieść (w wersji nieocenzurowanej, przez to grubszej o jakieś 40 %) „Afganistan - Relacja BORowika” z autografami.
Niestety, książki Władysława są trudno dostępne.
Dlaczego ? - bo Władysław ma zasady, co jest już rzadką cechą w naszych czasach.
Uznał, ze cena ok. 50 pln za tom jest zbyt wygórowana, żeby przyjąć ją za obowiązującą w księgarniach, a tak była propozycja,, gdy szukał dla nich wydawców.
Dlatego wydał ją … własnym sumptem i cena jest zdecydowanie bardziej przyjazną kieszeni czytelników.
Dodatkowo, z zupełnie nieznanych przyczyn wysocy oficjele MON najchętniej zrobili by z niej „półkownika” , bo chwały to tej instytucji obserwacje naocznego świadka wydarzeń nie przynoszą.
Przykład ? Proszę bardzo - pierwsza zmiana misji „stabilizacyjnej” polskiej Armii w Iraku wylądowała… bez broni, a jeżeli już z bronią, to..... bez amunicji do niej.
Broń miała przybyć, zgodnie z teoriami dzielnych liczyportków w tym samym czasie co żołnierze, ale….. nie dotarła.
Dlatego cały liczący ponad dwa tysiące ludzi kontyngent wędrował po Iraku….. z kijami od szczotek pomalowanymi na metaliczny kolor. Pomysł wykonania dział bezodrzutowych z..… rur PCV nie przeszedł, ale część oddziałów i takie wyposażenie przygotowała.
To byłoby, qrva śmieszne, gdyby nie chodziło o życie tych ludzi.
O tym, co sądzili na temat tej sytuacji nasi sojusznicy to już chyba lepiej nie wspominać.
Główny bohater – szeregowy Piotr Leńczyk trafił na misję wskutek niesamowitego zbiegu wypadków, kompletnie do niej nie przygotowany.
Żeby dowódca pododdziału nie dostał po dupie, ponieważ szeregowy Leńczyk strzelał z zamkniętymi oczyma – a to mogłoby się odbić na ocenie jego przełożonego, w zamian za służbę w kuchni i sprzątanie rejonów – na strzelnicy leżał pomiędzy dwoma najlepszymi strzelcami plutonu i…… dzięki temu zaliczał ten element wojskowego rzemiosła.
Na szczęście dla otaczającej nas rzeczywistości - szeregowy Leńczyk nie jest postacią do końca autentyczną. Jest raczej takim synem Frankensteina – przygody Jemu przypisywane zdarzyły się naprawdę, ale nie jednej tylko osobie. Istnienie takiej postaci byłoby zagrożeniem dla życia na Ziemi :-D
Wszystkie opisane w książkach sytuacje są prawdziwe. Zdarzyły się albo przy osobistym udziale Autora, lub zostały opowiedziane przez inne osoby, które miały na to bądź jeszcze dodatkowych świadków bądź dokumenty potwierdzające daną historię.
Historie zostały tak zmodyfikowane, aby nie można było ustalić, kto i gdzie je opowiedział, bo część ludzi pozostaje jeszcze w czynnej służbie.
Nie jest to ot, kolejna historyja arcyucieszna, ku uciesze gawiedzi napisana. Bo jak tylko przestajecie się śmiać, to dociera do Was to, że jest to może komiczne, jak się siedzi w wygodnym fotelu we własnym ,bezpiecznym domu.
Tam nie było tak zabawnie, głownie dzięki „profesjonalnym inaczej” wyższym oficerom.
Dlatego Władysław Zdanowicz nie jest ulubionym pisarzem „fobbitów, nadpułkowników i kapelonków”.
Kim są wymienione przeze mnie postacie – dowiecie się z trylogii o szeregowym Leńczyku.
Książki są dostępne także w wersji e-book. Kilka rozdziałów pierwszego tomu (około połowy pierwszego tomu, podzielone na dwie części) można też znaleźć w wersji angielskiej na Amazonie.
Zaplanujcie jakiś wolny weekend i spędźcie go w towarzystwie Zdanka, Rovera, Drwala, Gecco, chorążego Ludojada z Formozy, „nadpułkownika” Dąbrowskiego i spółki z plutonu rotacyjno - dyspozycyjnego.
Nie zabraknie tam również pięknych kobiet – dwóch uroczych Pań Porucznik i ślicznej Pani Chorąży z amerykańskiej MP.
Ja na przeczytanie opisu obrad sądu wojskowego, przed którym stanął nieoceniony szeregowy Leńczyk musiałem poświęcić ponad pół godziny, bo jak się ma załzawione ze śmiechu oczy, to trudno jest czytać. Paragraf 22 wysiada.
Nie miejcie innych pomysłów na ten czas - ta ekipa tak Was do siebie przywiąże, że zapomnicie, o tym, iż istnieją jakiekolwiek inne miejsca niż okolice Dywanowa w Iraku.
PS. Władku – zapowiedź na końcu tomu trzeciego „ciąg dalszy nastąpi” nakłada na Ciebie dość konkretne zobowiązanie wobec Twoich fanów :-D
Trylogię Misjonarze z Dywanowa możecie kupić tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych