Generał „Big Stan” McChrystal do swojego świata dopuścił dziennikarza związanego z dwutygodnikiem „Rolling Stone” - Michaela Hastingsa.
McChrystal, jak na prawdziwego wojownika przystało, zaraz po ukończeniu akademii West Point trafił do ”zjadaczy węży” czyli do Zielonych Beretów. Nie jest to droga, którą podążają oficerowie dbający o swoją karierę, co nie przeszkodziło „Big Stanowi” dosłużyć się stopnia czterogwiazdkowego (najwyższego stopnia generalskiego U.S. Army czasu pokoju).
Nie było dla niego problemem wzięcie udziału w patrolu pieszym w Afganistanie bez żadnego dodatkowego zabezpieczenia czy ochrony jego generalskiego zadka. McChrystal ma jednak cechę, która przerwała jego karierę w „firmie” której poświęcił całe swoje dorosłe życie. Na mój prywatny użytek nazwałem to „syndromem Pattona” – mojego ulubionego dowódcy amerykańskiego.
Ani Patton, ani McCrystal nie specjalnie przejmowali się tym, co mówią, ani tym bardziej w czyim towarzystwie to robią. Jeżeli uważali swoich przełożonych (Patton - Dwighta Davida Eisenhowera i Bernarda Law Montgomery`ego, a McCrystal - Joe Bidena i innych wysoko postawionych polityków Baraka Husseina Obamy nie wyłączając) za nieudaczników, leni i durniów nie mieli oporów w wyrażaniu takiej opinii. I dla obu skończyło się to podobnie, choć Patton miał mniej szczęścia, bo jak pamiętacie zginał w wypadku samochodowym.
Artykuł Michaela Hastingsa i książka, która jest jego rozwinięciem zakończyła błyskotliwą karierę „Big Stana”. Stało się to jednak, co stwierdzam po wnikliwej analizie książki, nieco na własną prośbę generała i jego zespołu doradców.
Wiedzieli od początku, że Hastings nie jest dziennikarzem, który będzie pisał artykuły pod ich dyktando, a jednak dopuścili go do swojego zamkniętego kręgu zwanego przez nich samych pół żartobliwie, pół ironicznie „Team America” (to nawiązanie do bohaterów komedii o superpolicjantach, których głównym zadaniem jest utrzymanie globalnej stabilizacji).
Michael Hastings brał udział w formalnych i mocno nieformalnych spotkaniach „Team America”, łącznie z naradami, które dotyczyły spraw tajnych. W przypadku pojawienia się takowych danych, informowano go, że są to informacje wrażliwe i nie będą mogły ujrzeć światła dziennego. Michael na takie warunki przystał, uznał jednak, że pozostałe wypowiedzi, bez gryfu „tajne” nie są informacjami, które nie magą wyjść poza cztery ściany.
A jak wiadomo faceci, a w szczególności wojskowi, nie są z reguły fanami poprawności politycznej i w rozmowach prywatnych nie zachwycają się różowymi jednorożcami, którym z zadków tryska tęcza. Jeżeli uważają kogoś za ciotę, to nazywają go ciotą, a upierdliwego czarnucha – czarnuchem bez obowiązującej powszechnie poprawnej politycznie nowomowy.
Dodatkowo potrafią również powiedzieć, że:„Sowieci zrobili dużo dobrego w Afganistanie, ale potem zabili milion Afgańczyków” czym spieprzyli sprawę. Albo, zastanawiać się "jak oni mają zrozumieć Afganistan, jeżeli nie rozumieją go sami Afgańczycy”. Tak samo odnoszą się do celów (mętnych z ich punktu widzenia) Stanów Zjednoczonych w Afganistanie. Nie oszczędzają prezydenta Karzaja, który w ich pojęciu jest takim samym nieszczęściem dla swojego kraju jak talibowie. A czasami nawet gorszym.
Członkowie "Team America" umożliwili Michaelowi spotkania z żołnierzami pełniącymi służbę w kontyngencie amerykańskim oraz dość głośno wyrażali swoje opinie na temat sojuszników, którzy nie specjalnie chcą mocno angażować się w walkę.
To nie mogło się skończyć dobrze. Publikacja artykułu Hastingsa wywołała furię w Waszyngtonie .
Generał Stanley McChrystal podał się do dymisji, a prezydent Obama ją przyjął.
Jest jeszcze jeden element zbieżny z historią Pattona. Pamiętacie jak zginął?
Tak, w tej historii też pojawi się wypadek samochodowy i też jest on co najmniej.... nietypowy. Tym razem nie zginął generał, ale.... dziennikarz.
Samochód Michaela Hastingsa rozbił się w dziwnych okolicznościach. Śledztwo wykazało, że najprawdopodobniej ktoś z zewnątrz przejął kontrolę nad pojazdem. A jest to sztuczka, którą już od jakiegoś czasu stosują służby specjalne.
„Wielki Stan” odnalazł się w biznesie, a jeden z jego najbliższych współpracowników, Mike Flynn to ten sam facet, który pracował dla Donalda Trumpa, jako doradca ds. bezpieczeństwa narodowego.
Dość szybko jednak wyleciał za nie do końca jasne kontakty z ambasadą Rosji w okresie między wyborami prezydenckimi i zaprzysiężeniem nowego prezydenta oraz zatajenie tego faktu że przed wiceprezydentem i FBI.
Tytuł: Wszyscy ludzie generała. Szalona i przerażająca opowieść o tym, jak wygląda amerykańska wojna w Afganistanie
Tytuł oryginału: The Operators. The Wild And Terrifying Inside Story Of America's War In Afghanistan
Autor: Michael Hastings
Tłumaczenie: Mariusz Gądek
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania polskiego: kwiecień 2017
Liczba stron: 480
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych