"Ostatni" to trzecia część cyklu „Made in Poland”, opisującego historię II Wojny Światowej z perspektywy jej uczestników – żołnierzy różnych formacji Armii Krajowej.
Bohater tego tomu - Aleksander Tarnawski „Upłaz” jest, podobnie jak pozostali bohaterowie książek duetu Marat-Wójcik, osobą niezwykłą.
Jako "Cichociemny", został zrzucony w okolicach Góry Kalwarii w nocy z 16 na 17 kwietnia 1944 roku. Sam „Upłaz” nieco spuszcza powietrze z balonika „Cichociemnych” traktując tę formację, jako jednostkę o małym znaczeniu bojowym, a jedynie propagandowym.
Jednak dla nas, żyjących współcześnie mit Cichociemnych jest szalenie ważny.
A efekt, choćby tylko - jak widzi to kpt. Tarnawski - propagandowy, był również niezwykle istotny w czasach II Wojny Światowej
Aleksander Tarnawski jest ostatnim z żyjących „operatorów” Cichociemnych. Ostatnim z 316, którzy wylądowali w Polsce, bo wyszkolonych przez brytyjską SOE (Special Operations Executive, czyli Kierownictwo Operacji Specjalnych) było 606 z czego do zrzutu zakwalifikowano 579 „specjalsów made in Poland”.
W oparciu o Jego losy Autorzy przekazują mnóstwo cennych informacji o tamtych czasach, widzianych z perspektywy ich uczestnika, często przy tym obalając zakorzenione w naszej świadomości i wzmocnione przez filmy wojenne czy literaturę wyobrażenia.
Na przykład sytuację w okupowanej Warszawie już po zrzucie „Upłaz” opisuje zupełnie inaczej, niż mieliśmy okazję widzieć to m.in. w takich produkcjach jak "Polskie drogi" czy "Kolumbowie"
Nasz przewodnik po świcie Cichociemnych był czterokrotnie ( w ciągu niecałych trzech tygodni ) odznaczony Krzyżem Walecznych.
Zapytany za co je otrzymał, odpowiada, że… nie pamięta.
A nie jest to człowiek, którego pamięć została skonsumowana przez jakiegoś Niemca (Alzheimer mu chyba było :-D )
Pan kapitan Tarnawski swój pierwszy skok ze spadochronem oddał w roku 1943.
Ostatni – 7 września 2014 roku w słusznym wieku lat …94.
Dlatego można tę „niepamięć” uznać albo za kokieterię, albo po prostu skromność cechującą prawdziwych bohaterów, od bycia którym oczywiście AleksanderTarnawski się odżegnuje.
Z lektury dowiecie się na przykład, że nie zawsze komunistyczna propaganda kłamała – że faktycznie na Nowogródczyźnie panowały, prawie że formalne, umowy z Niemcami, gdzie w zamian za wzajemne nie deptanie sobie po odciskach jednostki AK mogły się koncentrować na zwalczaniu partyzantki radzieckiej i komunistycznej.
Działo się tak mimo jasnych rozkazów KG AK, bowiem pragmatyka służby wskazywała inne rozwiązania – taktyczny sojusz z Niemcami był postrzegany jako mniejsze zło, niż współpraca z wysłannikami Stalina.
Aleksander Tarnawski do Cichociemnych trafił ze względu na kilka swoich cech, z których część możemy uznać za niespecjalnie wojskowe, a określanie wyższej kadry dowódczej części jednostek lub nawet ludzi z otoczenia Naczelnego Wodza per „tępawi zupacy” pewnie Mu popularności w tych kręgach nie przysparzało.
Żołnierzem był jednak dobrym, bardzo sprawnym fizycznie i nie okazującym lęku, bo jak sam o sobie mówi „ma dystans do każdej sytuacji” :-)
To spowodowało, ze trafił na kurs tej elitarnej formacji.
Co ciekawe, podobnie jak wielu ówczesnych wojowników zarówno operację „Ostra Brama” jak i Powstanie Warszawskie uznaje za pomysły poronione, bo nie mające w tamtej sytuacji politycznej absolutnie żadnych szans powodzenia.
Na koniec dwa cytaty. Jeden, który zafascynował również Autorów tej opowieści, drugi, który mi osobiście przypadł do gustu.
„Autorzy (A) …Zgadza się pan z sentencją wieńczącą monument Cichociemnych: Słodko i pięknie jest umierać za ojczyznę?
Kpt. Tarnawski „Upłaz” (U) - Nie słyszałem gorszej sentencji
A - Przecież to spuścizna romantycznej tradycji. Zapewnieniem, że śmierć za Ojczyznę jest piękna. Polacy karmieni byli przez własne matki już od czasów zaborów.
U - Moja matka, wierząca i patriotyczna, takimi głupotami mnie nie karmiła. To brzmi trochę jak zapewnianie muzułmańskich fundamentalistów, że pięknie jest ginąć za wiarę, bo czeka na ciebie w raju siedemdziesiąt hurys. Moim zdaniem lepiej jest umawiać się z tymi hurysami tu i teraz, na ziemi. Życie jest piękne. Nie śmierć…”
I drugi cytat
U- wojskowej satysfakcji w sobie nie zachowałem. Zgasła we mnie całkowicie po powrocie do Warszawy, wtedy, w styczniu 1945
A - Gdy zobaczył pan nogę wystającą ze śniegu?
U- Nigdy tego nie zapomnę. To był symbol wojny, może nawet więcej: symbol Polski o pięciu latach wojny. Nie żadne patriotyczne pieśni, wyprężona Nike z mieczem i wzniosłe obrazy… Ta trupia noga! W zrujnowanym po powstaniu mieście. Zobaczyłem wtedy skutki patriotycznego myślenia na hurrraaa! Coś strasznego. Morze ruin. Zagłada. Od czasu do czasu zabieram głos w rozmowach o sensie powstania. Słucham o uratowanym honorze. O odzyskanej godności… a ja pamiętam ruiny i tę zamarzniętą nogę w onucach i to jest dla mnie symbol. Powstańcy powinni walczyć w Kampinosie, a nie wśród dzieci i cywilów. Może jestem pacyfistą? Każda akcja powinna być poprzedzona namysłem, jeśli nie jest, to przychodzi masakra. Tego się nie da kontrolować, wpływ na przebieg wypadków jest żaden. Tu strat i zysków nikt nie liczył. W ogóle cała wojna, bez względu na to ,co robiłem, nie przyniosła mi żadnej satysfakcji ani w wymiarze osobistym, ani jakimś innym. Przykro mi, ale tak muszę to wam podsumować..”
Bohater tego tomu - Aleksander Tarnawski „Upłaz” jest, podobnie jak pozostali bohaterowie książek duetu Marat-Wójcik, osobą niezwykłą.
Jako "Cichociemny", został zrzucony w okolicach Góry Kalwarii w nocy z 16 na 17 kwietnia 1944 roku. Sam „Upłaz” nieco spuszcza powietrze z balonika „Cichociemnych” traktując tę formację, jako jednostkę o małym znaczeniu bojowym, a jedynie propagandowym.
Jednak dla nas, żyjących współcześnie mit Cichociemnych jest szalenie ważny.
A efekt, choćby tylko - jak widzi to kpt. Tarnawski - propagandowy, był również niezwykle istotny w czasach II Wojny Światowej
Aleksander Tarnawski jest ostatnim z żyjących „operatorów” Cichociemnych. Ostatnim z 316, którzy wylądowali w Polsce, bo wyszkolonych przez brytyjską SOE (Special Operations Executive, czyli Kierownictwo Operacji Specjalnych) było 606 z czego do zrzutu zakwalifikowano 579 „specjalsów made in Poland”.
W oparciu o Jego losy Autorzy przekazują mnóstwo cennych informacji o tamtych czasach, widzianych z perspektywy ich uczestnika, często przy tym obalając zakorzenione w naszej świadomości i wzmocnione przez filmy wojenne czy literaturę wyobrażenia.
Na przykład sytuację w okupowanej Warszawie już po zrzucie „Upłaz” opisuje zupełnie inaczej, niż mieliśmy okazję widzieć to m.in. w takich produkcjach jak "Polskie drogi" czy "Kolumbowie"
Nasz przewodnik po świcie Cichociemnych był czterokrotnie ( w ciągu niecałych trzech tygodni ) odznaczony Krzyżem Walecznych.
Zapytany za co je otrzymał, odpowiada, że… nie pamięta.
A nie jest to człowiek, którego pamięć została skonsumowana przez jakiegoś Niemca (Alzheimer mu chyba było :-D )
Pan kapitan Tarnawski swój pierwszy skok ze spadochronem oddał w roku 1943.
Ostatni – 7 września 2014 roku w słusznym wieku lat …94.
Dlatego można tę „niepamięć” uznać albo za kokieterię, albo po prostu skromność cechującą prawdziwych bohaterów, od bycia którym oczywiście AleksanderTarnawski się odżegnuje.
Z lektury dowiecie się na przykład, że nie zawsze komunistyczna propaganda kłamała – że faktycznie na Nowogródczyźnie panowały, prawie że formalne, umowy z Niemcami, gdzie w zamian za wzajemne nie deptanie sobie po odciskach jednostki AK mogły się koncentrować na zwalczaniu partyzantki radzieckiej i komunistycznej.
Działo się tak mimo jasnych rozkazów KG AK, bowiem pragmatyka służby wskazywała inne rozwiązania – taktyczny sojusz z Niemcami był postrzegany jako mniejsze zło, niż współpraca z wysłannikami Stalina.
Aleksander Tarnawski do Cichociemnych trafił ze względu na kilka swoich cech, z których część możemy uznać za niespecjalnie wojskowe, a określanie wyższej kadry dowódczej części jednostek lub nawet ludzi z otoczenia Naczelnego Wodza per „tępawi zupacy” pewnie Mu popularności w tych kręgach nie przysparzało.
Żołnierzem był jednak dobrym, bardzo sprawnym fizycznie i nie okazującym lęku, bo jak sam o sobie mówi „ma dystans do każdej sytuacji” :-)
To spowodowało, ze trafił na kurs tej elitarnej formacji.
Co ciekawe, podobnie jak wielu ówczesnych wojowników zarówno operację „Ostra Brama” jak i Powstanie Warszawskie uznaje za pomysły poronione, bo nie mające w tamtej sytuacji politycznej absolutnie żadnych szans powodzenia.
Na koniec dwa cytaty. Jeden, który zafascynował również Autorów tej opowieści, drugi, który mi osobiście przypadł do gustu.
„Autorzy (A) …Zgadza się pan z sentencją wieńczącą monument Cichociemnych: Słodko i pięknie jest umierać za ojczyznę?
Kpt. Tarnawski „Upłaz” (U) - Nie słyszałem gorszej sentencji
A - Przecież to spuścizna romantycznej tradycji. Zapewnieniem, że śmierć za Ojczyznę jest piękna. Polacy karmieni byli przez własne matki już od czasów zaborów.
U - Moja matka, wierząca i patriotyczna, takimi głupotami mnie nie karmiła. To brzmi trochę jak zapewnianie muzułmańskich fundamentalistów, że pięknie jest ginąć za wiarę, bo czeka na ciebie w raju siedemdziesiąt hurys. Moim zdaniem lepiej jest umawiać się z tymi hurysami tu i teraz, na ziemi. Życie jest piękne. Nie śmierć…”
I drugi cytat
U- wojskowej satysfakcji w sobie nie zachowałem. Zgasła we mnie całkowicie po powrocie do Warszawy, wtedy, w styczniu 1945
A - Gdy zobaczył pan nogę wystającą ze śniegu?
U- Nigdy tego nie zapomnę. To był symbol wojny, może nawet więcej: symbol Polski o pięciu latach wojny. Nie żadne patriotyczne pieśni, wyprężona Nike z mieczem i wzniosłe obrazy… Ta trupia noga! W zrujnowanym po powstaniu mieście. Zobaczyłem wtedy skutki patriotycznego myślenia na hurrraaa! Coś strasznego. Morze ruin. Zagłada. Od czasu do czasu zabieram głos w rozmowach o sensie powstania. Słucham o uratowanym honorze. O odzyskanej godności… a ja pamiętam ruiny i tę zamarzniętą nogę w onucach i to jest dla mnie symbol. Powstańcy powinni walczyć w Kampinosie, a nie wśród dzieci i cywilów. Może jestem pacyfistą? Każda akcja powinna być poprzedzona namysłem, jeśli nie jest, to przychodzi masakra. Tego się nie da kontrolować, wpływ na przebieg wypadków jest żaden. Tu strat i zysków nikt nie liczył. W ogóle cała wojna, bez względu na to ,co robiłem, nie przyniosła mi żadnej satysfakcji ani w wymiarze osobistym, ani jakimś innym. Przykro mi, ale tak muszę to wam podsumować..”
Agnieszka Polończyk, wnuczka cichociemnego Bolesława Polończyka ps. „Kryształ” i kpt. Aleksander Tarnawski ps. „Upłaz”, jedyny żyjący cichociemny. Fot. Arch. Agnieszki Polończyk źródło |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych