To dość nietypowy, jak na tego Autora, zbiór reportaży.
Wojciech Jagielski przyzwyczaił nas do relacji w których opisuje kolejne wojny i konflikty zbrojne na całym świecie.Ta książka jest zupełnie inna i tematyka w niej zawarta drastycznie różna od „klasycznego Jagielskiego”.
Tym razem udamy się do Indii szlakiem... hipisów oraz osób, które na ruch hippisowski z racji wieku się nie załapały, ale duch ich wypraw pozostał niezmieniony.
Zamiast wojennych komendantów, bojowników wszelakiego gatunku i maści pojawią się ludzie, którzy chcą odnaleźć „duchową głębię”, „swoje prawdziwe JA” i zafascynowanych przebogatą kulturą religijną Indii. Poszukując Shangri-La – cudownej krainy, podróżują po Dekanie w celu odnalezienia uduchowionego, sprawiedliwego świata, w którym i tygrys i jeleń będą pić z tego samego źródła. Co wspólnego ma Shangri-La z Indiami z ich wyobrażeń?
W gruncie rzeczy ma tylko jedną wspólną cechę – nie istnieją.
Świat widziany przez różowe okulary, które zapewnia koktajl złożony LSD, THC z domieszką opium jest bardzo odległy od Indii rzeczywistych. Mistyka - tak, jak najbardziej, ale „równość, wolność, braterstwo" to raczej nie tu, gdzie kast i podkast definiujących kim możemy zostać jest jakieś 3000. Magia Indii jest niezaprzeczalna, jednak kiedy spojrzy na nie rzetelny reporter zmieniają się drastycznie. I doskonale sprawdzi się tutaj przysłowie” Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” - bo zetkniecie się w Indiach z równie idealistycznym i cukierkowym obrazem Zachodu, widzianego oczyma Hindusów.
Podczas rozmów z licznymi bohaterami tych opowieści pojawią się również wątki z „klasycznego Jagielskiego”, kiedy Autor odnosząc się do wspomnień hippisów z Afganistanu czy Iranu wplecie swoje własne, przeżycia w tych krajach z perspektywy swojego głównego nurtu twórczości.
Tak jak napisałem wcześniej – nietypowe, ale zdecydowanie warte przeczytania.
Tytuł: Na wschód od zachodu
Autor: Wojciech Jagielski
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: styczeń 2018
Liczba stron: 314
Wojciech Jagielski przyzwyczaił nas do relacji w których opisuje kolejne wojny i konflikty zbrojne na całym świecie.Ta książka jest zupełnie inna i tematyka w niej zawarta drastycznie różna od „klasycznego Jagielskiego”.
Tym razem udamy się do Indii szlakiem... hipisów oraz osób, które na ruch hippisowski z racji wieku się nie załapały, ale duch ich wypraw pozostał niezmieniony.
Zamiast wojennych komendantów, bojowników wszelakiego gatunku i maści pojawią się ludzie, którzy chcą odnaleźć „duchową głębię”, „swoje prawdziwe JA” i zafascynowanych przebogatą kulturą religijną Indii. Poszukując Shangri-La – cudownej krainy, podróżują po Dekanie w celu odnalezienia uduchowionego, sprawiedliwego świata, w którym i tygrys i jeleń będą pić z tego samego źródła. Co wspólnego ma Shangri-La z Indiami z ich wyobrażeń?
W gruncie rzeczy ma tylko jedną wspólną cechę – nie istnieją.
Świat widziany przez różowe okulary, które zapewnia koktajl złożony LSD, THC z domieszką opium jest bardzo odległy od Indii rzeczywistych. Mistyka - tak, jak najbardziej, ale „równość, wolność, braterstwo" to raczej nie tu, gdzie kast i podkast definiujących kim możemy zostać jest jakieś 3000. Magia Indii jest niezaprzeczalna, jednak kiedy spojrzy na nie rzetelny reporter zmieniają się drastycznie. I doskonale sprawdzi się tutaj przysłowie” Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” - bo zetkniecie się w Indiach z równie idealistycznym i cukierkowym obrazem Zachodu, widzianego oczyma Hindusów.
Podczas rozmów z licznymi bohaterami tych opowieści pojawią się również wątki z „klasycznego Jagielskiego”, kiedy Autor odnosząc się do wspomnień hippisów z Afganistanu czy Iranu wplecie swoje własne, przeżycia w tych krajach z perspektywy swojego głównego nurtu twórczości.
Tak jak napisałem wcześniej – nietypowe, ale zdecydowanie warte przeczytania.
Tytuł: Na wschód od zachodu
Autor: Wojciech Jagielski
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: styczeń 2018
Liczba stron: 314
Lubię ksiązki podróżnicze w których, jest coś więcej niż o samym kraju i mieszkańcach. Poruszają ciekawą tematykę kultury czy miejsca w którym znajduje się autor. Szczególnie interesując mnie kraje odległe, takie, których ze sporym prawdopodobieństwem nigdy nie zobaczę (mam nadzieję, że się mylę ;)). Czytaliście może "Tybetańska księga umarłych"? To ostatnio chodzi za mną, aby w końcu wziąć się za lekturę, ale jak zwykle coś stoi na przeszkodzie ;)
OdpowiedzUsuńKrzysiek - nie czytałem "Tybetańska księgi umarłych" ale wszystko przede mną :-) Też myślałem, że do pewnych krajów na pewno nie pojadę, a dwóch z nich nie tylko pojechałem, ale i mieszkałem przez dłuższy czas. Dlatego warto uzupełniać swoją wiedzę, bo nigdy nie wiadomo co i kiedy się może przydać :-)
Usuń