Książka wyrwie z Was trzewia - jest tak potężna, jak wojenne fotoreportaże jednoosobowego "Bractwa Bang-Bang"
Napisana językiem mocnym i barwnym, bo Krzysztof Miller pisze tak, jak fotografuje.
Koncentruje się na chwili, tak jakby patrzył przez wizjer swojego aparatu. Widać, że nie jest pisarzem, a Jego relacje mają pełnić funkcje zdjęć robionych słowami.
Autor chce, a właściwie musi wyrzucić z siebie to wszystko, co przez długie lata widział jako reporter wojenny.
Krew, trupy, głód, żołnierzy armii regularnych i partyzantów oraz zwyczajnych bandytów w mundurach.
Jeździł tam, skąd każdy zdrowy na umyśle człowiek ucieka czym prędzej.
Tylko znakomita kondycja (nie tylko fizyczna) wyrobiona przez lata uprawiania sportu na poziomie mistrzowskim daje mu niejakie szanse przeżycia.
Ale to wszystko ma swoją cenę.
Kiedy już przekroczył swój limit odporności psychicznej na to, co chciał pokazać czytelnikom różnych polskich i światowych mediów stanął oko w oko ze wspomnieniami i ludźmi, których spotkał na swej drodze zawodowej, a których już nie ma.
Zginęli od bomb, z poderżniętymi przez Al-Kaidę gardłami , umarli z głodu jak dzieci w Kongu.
Budzą się lęki, że snajper tym razem lepiej wykona swoją robotę oraz poczucie, że zawód, który wykonuje od 1986 jest zawodem wymierającym jak kapelusznik, folusznik czy zecer.
Gazety kupią kiepskiej jakości zdjęcia robione przez amatora telefonem komórkowym (bo tanie i od razu) , a nie wyślą tam profesjonalisty.
Kończy się terapią w klinice stresu bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego.
Także książka także jest swego rodzaju terapią - nie nazwaną, ale tak ją odbieram.
Nie skargą, że coś się zmieniło, bo na to Krzysztof Miller jest za dumny i za mądry.
Czytając tę spowiedź reportera wojennego poznacie rzucone mimochodem bardzo osobiste informacje, o tym arcy magu fotografii wojennej.
Pozycja ważna, ale tylko dla ludzi o mocnych nerwach, bo nie jest to rzecz dla grzecznych panienek z dobrego domu.
Poniżej kilka fotografii Krzysztofa Millera
Mołdawia, 1992. Fotoreporter uciekający przed ostrzałem snajperów |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych