Taka przyjaźń teoretycznie nie może się zdarzyć.
Ale ta się zdarzyła.
I trwa nadal.
Bo co może łączyć ludzi w z dwóch, kompletnie różnych światów?
Nick du Toit albo jak kto woli Servaas Nicolaas "Niek" du Toit – Południowoafrykańczyk, który od 1975 roku służył w siłach specjalnych RPA. Tego niesłusznego, rasistowskiego RPA. W szeregach 32 Batalionu „Buffalo” (gdzie dosłużył się rangi pułkownika) i 5th Reconnaissance Commando.
Zwalczał ANC nie z powodów rasistowskich, bo jak się okazuje sporą cześć żołnierzy tej formacji stanowili czarnoskórzy.
Według Nicka – walczył on z komunistami, a zawarcie pokoju i doprowadzenie do pierwszych wolnych wyborów w Republice Południowej Afryki było możliwe tylko dlatego, że ANC zrezygnowało „z komunistycznych bzdur”.
Po upadku apartheidu – występuje z armii. Nie z powodów „zmiany pana”, ale wyłącznie dlatego, że nowi dowódcy, byli partyzanci Umkhonto we Sizwe (Włóczni Narodu czyli bojówek ANC) byli miernymi fachowcami. Nick się „sprywatyzował” i został najemnikiem. Po jakimś czasie związał się z Executive Outcomes, której „cichym wspólnikiem" był Simon Mann. O Simonie Mannie pisałem w recenzji jego własnej książki - „Pies wojny”:-D. Nazwisko to pojawi się również w dalszej części tej recenzji, bo miał on ogromny wpływ na życie naszych bohaterów.
Drugą „dramatis personæ” jest James Brabazon.
Brytyjski dziennikarz wojenny oraz filmowiec - dokumentalista. Urodzony na trzy lata przed wstąpieniem Nicka do armii. W czasach młodości na chlebaku umieszczał hasła wspierające ANC, zagorzały przeciwnik apartheidu oraz wszystkiego, co się z nim wiąże. Podobnie jak jego rodzina uważa, że Afrykanerzy to niemalże diabły wcielone :-D
Jedyne co łaczy tych dwóch ludzi to fakt, że „…Brabazon to angielska wersja frankijskiego imienia klanowego , które znaczy po prostu …najemnik….”
James chce nakręcić film o wojnie domowej w Liberii. Chce się udać na tereny opanowane przez partyzantów w których istnienie oraz w to, że ich przywódca jest postacią z krwi i kości nie dowierzają „eksperci” z ONZ.
Dodatkowo twierdzą, że przedostanie się na ten obszar ”jest niemożliwe” .
Większej zachęty, aby zweryfikować te informacje James nie potrzebuje :-)
Kontaktuje się z ze swoim znajomym, poznanym podczas wyprawy do Sierra Leone – byłym spadochroniarzem armii południowoafrykańskiej, później pracownikiem Executive Outcomes - Cobusem Claasensem.
Cobus ma świetne rozeznanie w terenie, zna odpowiednich ludzi i posiada niezbędne kontakty, aby wyprawa Jamesa mogła zakończyć się sukcesem. Kontraktorzy EO w Sierra Leone w błyskawicznym tempie rozprawili się z bandą bezwzględnych morderców i psychopatów ze Zjednoczonego Frontu Rewolucyjnego, mieniących się partyzantami i „bojownikami o wolność”.
Bo jak inaczej nazwać „ludzi” których „…ulubioną taktyką [...] było okaleczanie ludności cywilnej. Jednostki bojowe Frontu przybierały takie nazwy jak Szwadron Rozlewu Krwi, Jednostka Podpalaczy czy Bezkrwawi Zabójcy – ci ostatni chlubili się tym, że bili swoje ofiary na śmierć, nie przelewając przy tym ani kropli krwi…”
Dlatego to do niego udaje się James po pomoc w zorganizowaniu wyprawy na terytorium partyzantów walczących z innym afrykańskim psychopatą – prezydentem Liberii - Charlesem Ghankay Taylorem. Jedynymi dowodami na istnienie partyzantki LURD (The Liberians United for Reconciliation and Democracy - Liberyjczycy Zjednoczeni na rzecz Pojednania i Demokracji) – jest to, że jak uparcie twierdził Cobus "Amerykanie utrzymują z nimi kontakt; po drugie tylko prawdziwi, zatwardziali i i nieprzejednani buntownicy mogli przyjąć tak dziwacznie brzmiącą nazwę…” .
Nie wiem jak Was, ale mnie te argumenty całkowicie przekonują do podjęcia wyprawy na tereny objęte wojną domową.
I tutaj jako osoba, mająca zapewnić bezpieczeństwo Jamesowi i jego ekipie filmowej pojawi się na scenie Nick du Toit.
Początkowo ich relacja miała być czysto biznesowa. James – płacący za ochronę swoją i swojego zespołu „szef” oraz „podwładny” mający zapewnić bezpieczeństwo podczas wyprawy na terenach walk.
Dzięki dyskretnemu patronatowi Prezydenta Gwinei, przybycie naszych podróżników do tego kraju odbywa się bez zwyczajowych problemów na granicy. Również nielegalne przekroczenie granicy objęte jest patronatem wojsk gwinejskich.
Dowodzący wojskami LURD Sekou Damate Conneh, Jr. obiecuje wszelkie wsparcie dla ekipy Jamesa i udział w szturmie na Monrovi – stolicę Liberii. Jednak jak to w Afryce bywa – „szczere” deklaracje i zapewnienia o wielkich, wspaniałych sukcesach nieco rozmijają się z rzeczywistością. Oczekiwanie na rozpoczęcie walk trwa dość długo. Wyprawa przewidziana na kilka tygodni przedłuża się.
Pojawiają się kolejne problemy. Członkowie ekipy filmowej Jamesa muszą wracać do swoich głównych zajęć, ponieważ zostają postawieni przed alternatywą – albo natychmiast wracają, albo tracą pracę.
Kolejnym ciosem dla Brabazona staje się bankructwo głównego (i jedynego) sponsora.
James jest około miesiąca drogi od cywilizacji. Sam, bo ekipa już wróciła. Nie ma pieniędzy, aby opłacić dalsze usługi Nicka. Obawia się przekazania tej informacji, ponieważ ma świadomość, że bez opieki Afrykanera ma takie szanse na przeżycie jak bałwan w piekle. Reakcja najemnika go zaskakuje. Nick stwierdza, że pieniądze to nie problem – ważny jest film i… niezła przygoda, w jakiej uczestniczą.
Czerwonka, która zaatakowała najpierw Nicka, a później Jamesa cementuje ich przyjaźń.
Nie bez znaczenia w ocenie Nicka miało pewnie i to, że podczas tej wyprawy tylko dzięki doświadczeniu i poświęceniu Afrykanera James uszedł z życiem i to dwukrotnie.
Drugim problemem z jakim mierzy się Brabazon jest „obiektywizm i rzetelność oraz bezstronność relacji dziennikarskiej”.
Świetnie, ale według mnie „obiektywizm” jest tylko pojęciem, ideą - przynajmniej w jego najbardziej popularnym znaczeniu.
I tutaj Encyklopedia PWN przyjdzie mi z pomocą :-)
Tak można przedstawić fakty – zgoda. Tylko to ja sam wybieram fakty, które chcę przedstawić :-D
I tu już obiektywizm (wersja numer 1) pada na twarz.
Tak samo zdjęcia. To fotograf decyduje, co znajdzie się w kadrze.
Świetnym przykładem jest zdjęcie, które posłużyło do oceny obiektywizmu poszczególnych agencji prasowych. Na zdjęciu są trzy osoby: po lewej i po prawej żołnierz U.S Army. Pośrodku – ranny bojownik.
Jeden z żołnierzy trzyma klienta na muszce karabinu. Drugi - poi go wodą.
Arabskie agencje skadrowały zdjęcie tak, że widać tylko żołnierza z bronią. Zachodnie – tylko tego, który trzyma manierkę :-) Tylko czy całe zdjęcie, z wszystkimi postaciami opowiada obiektywną historię?
Nie, opowiada wycinek historii - ten, który chciał nam pokazać fotograf.
Z tym samym musiał się pogodzić James Brabazon.
Żeby pokazać jakkolwiek wojnę w Liberii jeszcze przed nakręceniem pierwszej klatki filmu podjął decyzje, które uśmierciły „obiektywizm”.
Pojechał przedstawić sytuację ze strony rebeliantów. Tam – czasami nie zdążył czegoś sfilmować lub był w innym miejscu.
Dodatkowo- musiał podjąć, dla swojego bezpieczeństwa, decyzje o współpracy z CIA. To też może mieć wpływ na to, co pokazuje i o czym mówi lub pisze.
Oczywiście, miarą bezstronności mogą być przedstawione zbrodnie popełniane przez bojowników LURD.
Jednak akt kanibalizmu mógł (i w ocenie Nicka – był) sprowokowany obecnością kamery i chęcią popisania się młodych, całkowicie zdemoralizowanych przez wojnę bojowników.
Dowódcę rebeliantów – mordercę i bezwzględnego wobec własnych żołnierzy oficera - Deco, James ceni za profesjonalizm.
Dla własnego bezpieczeństwa sugeruje partyzantom zorganizowanie zasadzki na wojska rządowe.
Sama jego obecność zachwiała kwestią „nieingerencji w konflikt”.
Po prostu – pewnych rzeczy inaczej zrobić się nie da.
Polecam tą książkę ludziom, którzy interesują się tą częścią Afryki, najemnikami czy łamaniem przez wszystkie strony konfliktów rezolucji ONZ.
Świetnie napisana opowieść o okrucieństwie, polityce, ale i przyjaźni której nie była w stanie pokonać kolejna decyzja Nicka. Ta o udziale w próbie obalenia rządu Gwinei Równikowej razem z Simonem Mannem i innymi „kontraktorami" z Executive Outcomes.
James miał szczęście, że nie brał udziału w tej „imprezie” . Miał, na zaproszenie Nicka i Simona, być dokumentalistą tego przewrotu, ale dzięki czujności Nicka został pominięty podczas rozpoczęcia operacji.
Sam Nick spędził w celi śmierci pięć lat i osiem miesięcy.
O kulisach tej operacji też jest w książce Jamesa Brabazona słów kilka :-D
PS. Aktualnie Nick du Toit prowadzi salon samochodowy w... Jemenie
Tytuł: Mój przyjaciel najemnik
Tytuł oryginału: My Friend the Mercenary
Autor: James Brabazon
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania polskiego: marzec 2012
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Liczba stron: 496
Ale ta się zdarzyła.
I trwa nadal.
Bo co może łączyć ludzi w z dwóch, kompletnie różnych światów?
Nick du Toit albo jak kto woli Servaas Nicolaas "Niek" du Toit – Południowoafrykańczyk, który od 1975 roku służył w siłach specjalnych RPA. Tego niesłusznego, rasistowskiego RPA. W szeregach 32 Batalionu „Buffalo” (gdzie dosłużył się rangi pułkownika) i 5th Reconnaissance Commando.
Zwalczał ANC nie z powodów rasistowskich, bo jak się okazuje sporą cześć żołnierzy tej formacji stanowili czarnoskórzy.
Według Nicka – walczył on z komunistami, a zawarcie pokoju i doprowadzenie do pierwszych wolnych wyborów w Republice Południowej Afryki było możliwe tylko dlatego, że ANC zrezygnowało „z komunistycznych bzdur”.
Po upadku apartheidu – występuje z armii. Nie z powodów „zmiany pana”, ale wyłącznie dlatego, że nowi dowódcy, byli partyzanci Umkhonto we Sizwe (Włóczni Narodu czyli bojówek ANC) byli miernymi fachowcami. Nick się „sprywatyzował” i został najemnikiem. Po jakimś czasie związał się z Executive Outcomes, której „cichym wspólnikiem" był Simon Mann. O Simonie Mannie pisałem w recenzji jego własnej książki - „Pies wojny”:-D. Nazwisko to pojawi się również w dalszej części tej recenzji, bo miał on ogromny wpływ na życie naszych bohaterów.
Drugą „dramatis personæ” jest James Brabazon.
Brytyjski dziennikarz wojenny oraz filmowiec - dokumentalista. Urodzony na trzy lata przed wstąpieniem Nicka do armii. W czasach młodości na chlebaku umieszczał hasła wspierające ANC, zagorzały przeciwnik apartheidu oraz wszystkiego, co się z nim wiąże. Podobnie jak jego rodzina uważa, że Afrykanerzy to niemalże diabły wcielone :-D
Jedyne co łaczy tych dwóch ludzi to fakt, że „…Brabazon to angielska wersja frankijskiego imienia klanowego , które znaczy po prostu …najemnik….”
James chce nakręcić film o wojnie domowej w Liberii. Chce się udać na tereny opanowane przez partyzantów w których istnienie oraz w to, że ich przywódca jest postacią z krwi i kości nie dowierzają „eksperci” z ONZ.
Dodatkowo twierdzą, że przedostanie się na ten obszar ”jest niemożliwe” .
Większej zachęty, aby zweryfikować te informacje James nie potrzebuje :-)
Kontaktuje się z ze swoim znajomym, poznanym podczas wyprawy do Sierra Leone – byłym spadochroniarzem armii południowoafrykańskiej, później pracownikiem Executive Outcomes - Cobusem Claasensem.
Cobus ma świetne rozeznanie w terenie, zna odpowiednich ludzi i posiada niezbędne kontakty, aby wyprawa Jamesa mogła zakończyć się sukcesem. Kontraktorzy EO w Sierra Leone w błyskawicznym tempie rozprawili się z bandą bezwzględnych morderców i psychopatów ze Zjednoczonego Frontu Rewolucyjnego, mieniących się partyzantami i „bojownikami o wolność”.
Bo jak inaczej nazwać „ludzi” których „…ulubioną taktyką [...] było okaleczanie ludności cywilnej. Jednostki bojowe Frontu przybierały takie nazwy jak Szwadron Rozlewu Krwi, Jednostka Podpalaczy czy Bezkrwawi Zabójcy – ci ostatni chlubili się tym, że bili swoje ofiary na śmierć, nie przelewając przy tym ani kropli krwi…”
Dlatego to do niego udaje się James po pomoc w zorganizowaniu wyprawy na terytorium partyzantów walczących z innym afrykańskim psychopatą – prezydentem Liberii - Charlesem Ghankay Taylorem. Jedynymi dowodami na istnienie partyzantki LURD (The Liberians United for Reconciliation and Democracy - Liberyjczycy Zjednoczeni na rzecz Pojednania i Demokracji) – jest to, że jak uparcie twierdził Cobus "Amerykanie utrzymują z nimi kontakt; po drugie tylko prawdziwi, zatwardziali i i nieprzejednani buntownicy mogli przyjąć tak dziwacznie brzmiącą nazwę…” .
Nie wiem jak Was, ale mnie te argumenty całkowicie przekonują do podjęcia wyprawy na tereny objęte wojną domową.
I tutaj jako osoba, mająca zapewnić bezpieczeństwo Jamesowi i jego ekipie filmowej pojawi się na scenie Nick du Toit.
Początkowo ich relacja miała być czysto biznesowa. James – płacący za ochronę swoją i swojego zespołu „szef” oraz „podwładny” mający zapewnić bezpieczeństwo podczas wyprawy na terenach walk.
Dzięki dyskretnemu patronatowi Prezydenta Gwinei, przybycie naszych podróżników do tego kraju odbywa się bez zwyczajowych problemów na granicy. Również nielegalne przekroczenie granicy objęte jest patronatem wojsk gwinejskich.
Dowodzący wojskami LURD Sekou Damate Conneh, Jr. obiecuje wszelkie wsparcie dla ekipy Jamesa i udział w szturmie na Monrovi – stolicę Liberii. Jednak jak to w Afryce bywa – „szczere” deklaracje i zapewnienia o wielkich, wspaniałych sukcesach nieco rozmijają się z rzeczywistością. Oczekiwanie na rozpoczęcie walk trwa dość długo. Wyprawa przewidziana na kilka tygodni przedłuża się.
Pojawiają się kolejne problemy. Członkowie ekipy filmowej Jamesa muszą wracać do swoich głównych zajęć, ponieważ zostają postawieni przed alternatywą – albo natychmiast wracają, albo tracą pracę.
Kolejnym ciosem dla Brabazona staje się bankructwo głównego (i jedynego) sponsora.
James jest około miesiąca drogi od cywilizacji. Sam, bo ekipa już wróciła. Nie ma pieniędzy, aby opłacić dalsze usługi Nicka. Obawia się przekazania tej informacji, ponieważ ma świadomość, że bez opieki Afrykanera ma takie szanse na przeżycie jak bałwan w piekle. Reakcja najemnika go zaskakuje. Nick stwierdza, że pieniądze to nie problem – ważny jest film i… niezła przygoda, w jakiej uczestniczą.
Czerwonka, która zaatakowała najpierw Nicka, a później Jamesa cementuje ich przyjaźń.
„…Kiedy jeden facet podtrzymuje drugiego podczas walenia kupy, wszystko inne przestaje się liczyć.Tak więc pierwszy dylemat moralny załatwiła w przypadku Jamesa czerwonka :-D
Albo jesteście kumplami, albo nie…”.
Nie bez znaczenia w ocenie Nicka miało pewnie i to, że podczas tej wyprawy tylko dzięki doświadczeniu i poświęceniu Afrykanera James uszedł z życiem i to dwukrotnie.
Drugim problemem z jakim mierzy się Brabazon jest „obiektywizm i rzetelność oraz bezstronność relacji dziennikarskiej”.
Świetnie, ale według mnie „obiektywizm” jest tylko pojęciem, ideą - przynajmniej w jego najbardziej popularnym znaczeniu.
I tutaj Encyklopedia PWN przyjdzie mi z pomocą :-)
„Obiektywizm:Co to znaczy „…w sposób zgodny ze stanem faktycznym…” ???
1. «przedstawianie i ocenianie czegoś w sposób zgodny ze stanem faktycznym, niezależnie od własnych opinii, uczuć i interesów»
2. «w ontologii: pogląd, zgodnie z którym przedmiot poznania istnieje poza podmiotem poznającym i niezależnie od niego; w aksjologii: stanowisko, które przypisuje wartościom istnienie niezależne od świadomości»”
Tak można przedstawić fakty – zgoda. Tylko to ja sam wybieram fakty, które chcę przedstawić :-D
I tu już obiektywizm (wersja numer 1) pada na twarz.
Tak samo zdjęcia. To fotograf decyduje, co znajdzie się w kadrze.
Świetnym przykładem jest zdjęcie, które posłużyło do oceny obiektywizmu poszczególnych agencji prasowych. Na zdjęciu są trzy osoby: po lewej i po prawej żołnierz U.S Army. Pośrodku – ranny bojownik.
Jeden z żołnierzy trzyma klienta na muszce karabinu. Drugi - poi go wodą.
Arabskie agencje skadrowały zdjęcie tak, że widać tylko żołnierza z bronią. Zachodnie – tylko tego, który trzyma manierkę :-) Tylko czy całe zdjęcie, z wszystkimi postaciami opowiada obiektywną historię?
Nie, opowiada wycinek historii - ten, który chciał nam pokazać fotograf.
Z tym samym musiał się pogodzić James Brabazon.
Żeby pokazać jakkolwiek wojnę w Liberii jeszcze przed nakręceniem pierwszej klatki filmu podjął decyzje, które uśmierciły „obiektywizm”.
Pojechał przedstawić sytuację ze strony rebeliantów. Tam – czasami nie zdążył czegoś sfilmować lub był w innym miejscu.
Dodatkowo- musiał podjąć, dla swojego bezpieczeństwa, decyzje o współpracy z CIA. To też może mieć wpływ na to, co pokazuje i o czym mówi lub pisze.
Oczywiście, miarą bezstronności mogą być przedstawione zbrodnie popełniane przez bojowników LURD.
Jednak akt kanibalizmu mógł (i w ocenie Nicka – był) sprowokowany obecnością kamery i chęcią popisania się młodych, całkowicie zdemoralizowanych przez wojnę bojowników.
Dowódcę rebeliantów – mordercę i bezwzględnego wobec własnych żołnierzy oficera - Deco, James ceni za profesjonalizm.
Dla własnego bezpieczeństwa sugeruje partyzantom zorganizowanie zasadzki na wojska rządowe.
Sama jego obecność zachwiała kwestią „nieingerencji w konflikt”.
Po prostu – pewnych rzeczy inaczej zrobić się nie da.
Polecam tą książkę ludziom, którzy interesują się tą częścią Afryki, najemnikami czy łamaniem przez wszystkie strony konfliktów rezolucji ONZ.
Świetnie napisana opowieść o okrucieństwie, polityce, ale i przyjaźni której nie była w stanie pokonać kolejna decyzja Nicka. Ta o udziale w próbie obalenia rządu Gwinei Równikowej razem z Simonem Mannem i innymi „kontraktorami" z Executive Outcomes.
James miał szczęście, że nie brał udziału w tej „imprezie” . Miał, na zaproszenie Nicka i Simona, być dokumentalistą tego przewrotu, ale dzięki czujności Nicka został pominięty podczas rozpoczęcia operacji.
Sam Nick spędził w celi śmierci pięć lat i osiem miesięcy.
O kulisach tej operacji też jest w książce Jamesa Brabazona słów kilka :-D
PS. Aktualnie Nick du Toit prowadzi salon samochodowy w... Jemenie
James Brabazon i Nick du Toit w Liberii |
Zdjęcie, które posłużyło do oceny obiektywizmu poszczególnych agencji prasowych, o czym pisałem powyżej. Zdjęcie zostało wykonane w Iraku w marcu 2003 rok |
Tytuł: Mój przyjaciel najemnik
Tytuł oryginału: My Friend the Mercenary
Autor: James Brabazon
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania polskiego: marzec 2012
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Liczba stron: 496
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych