Przezabawna, lecz w całości oparta na faktach i przeglądzie przedwojennej prasy (jak zapewne wiecie doskonale – fakty od "faktów" prasowych często są od siebie odległe i to nawet bardzo), napisana ze swadą opowieść o chyba najbardziej zmitologizowanej części naszych dziejów.
Autor prezentuje różnego typu ciekawostki i śmiesznostki, dotyczące jednak bardzo często spraw nad wyraz poważnych jak na przykład higiena produkcji żywności.
I powiem Wam, że zaczynam nieco zmieniać zdanie na temat poziomu cywilizacyjnego II RP.
O ile w pewnych aspektach byliśmy fenomenem na skalę światową (rozwój lotnictwa, budowa COP-u, znakomita polska kinematografia) to na wsiach ludzie chodzili załatwiać potrzeby fizjologiczne "za stodołę". Dopiero sławetne „sławojki”, (których nazwa pochodzi od nazwiska premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego) i rozporządzenie Prezydenta RP o prawie budowlanym i zabudowaniu osiedli nakazujące budowę ustępów na każdej zabudowanej działce poprawiło standardy higieny na polskiej wsi.
Restauracje w tamtym okresie do nie tylko „Adria” czy łódzka „Tivoli”, ale również lokale typu "mordownia" gdzie zjedzenie czegokolwiek bez zalania dużą ilością „wody ognistej” mogłoby spowodować ciężką niestrawność, albo i dur brzuszny.
Z tej książki dowiecie się mnóstwa interesujących szczegółów o życiu codziennym naszych pradziadków.
O fascynacjach mediumizmem i siłami nadprzyrodzonymi, gdzie do „sybilli Miry W.” chadzają najznamienitsi obywatele II RP, a w seansach jasnowidza Stefan Ossowieckiego bierze udział elita polityczna tego okresu z ministrem sprawiedliwości Witoldem Grabowskim i marszałkiem Śmigłym – Rydzem włącznie.
Naśmiewa się z tego niemiłosiernie Antoni Słonimski, którego z przyjemnością zacytuję, bolejąc nad tym, że obecna publicystyka jest… jaka jest :-)
„…W każdej kamienicy urzęduje jakiś grafomano-astrolog, i wyciąga od kucharek ostatnie grosze[…]. Gorzej, że wysoko postawione osoby również każą sobie robić horoskopy. I na losy państwa wpływ wywiera ni mniej ni więcej tylko jakiś <rak>, który wlazł na <panny>, lub <ryba>, która sama żywcem wlazła na <wagę>. Stąd pewnie mamy w polityce upartych <baranów> i tak często zdarzają się <byki>…”
To nie znaczy, że coś się w tym
aspekcie zmieniło w sferze mentalnej w III RP, gdzie w Sejmie odbywają się
modły o deszcz (choć akurat w tej sprawie pewnie lepiej byłoby zwrócić się do
indiańskich szamanów, jako osób mających większe doświadczenie w tym obszarze,
i poprosić aby odtańczyli taniec deszczu).
Wiara w siłę sprawczą mocy
nadprzyrodzonych, zamiast ciężkiej, organicznej pracy wśród rządzących w
dalszym ciągu ma się znakomicie.
Przecież modły o deszcz, lub
przeciwne – o to żeby przestało padać, są znacznie mniej czasochłonne i
wymagają znacznie mniej pieniędzy (choć to sprawa dyskusyjna) niż stworzenie
spójnej gospodarki wodnej - wybudowania zbiorników retencyjnych czy systemu
irygacyjnego. Ten aspekt rozumieli już faraonowie i kapłani egipscy, obecni
władcy i kapłani zrozumieć nie potrafią lub nie chcą.
"Absurdy i kurioza
przedwojennej Polski" to nie tylko zabawne historyjki o birbantach,
honorowych złodziejach i sławnych aktorach. To również zbiór, popartach
rzetelną kwerendą, informacji, że np. w samej Warszawie było ok. 100,000
analfabetów, że na jednego mieszkańca przypada 0,002 lekarza, ale na każdego
warszawskiego czworonoga już 0,01 weterynarza.
Uważam, że jest to znakomita
lektura dla wszystkich miłośników dwudziestolecia międzywojennego, książka
dostarczy Wam mnóstwo rozrywki i cennych informacji, których w
bardziej poważnej literaturze nie znajdziecie, a są one niezbędne do
zrozumienia tego fascynującego okresu polskiej państwowości.
Taki cel postawił sobie Autor i ze
swoich założeń wywiązał się znakomicie.
Tytuł: Absurdy i kurioza przedwojennej Polski
Autor: Remigiusz Piotrowski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Naukowe PWN
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 424
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 424
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych