Niezwykle interesująca opowieść o jednym z najbardziej znanych indiańskich wodzów - Czerwonej Chmurze.
Gdyby nie był
Indianinem pewnie stałby się wzorem amerykańskiego „self-made mana”. Nie wywodził się z arystokracji swojego szczepu, a jego ojciec z plemienia Brule nie był
powodem do dumy młodego wojownika. Samotny Człowiek (to imię ojca Czerwonej
Chmury) był alkoholikiem, który zmarł z przepicia. To nie nastawiało przyjaźnie
późniejszego wielkiego wodza Siuksów do białych ludzi. Dzięki temu, że matka pochodziła z plemienia Oglalów miała dokąd odejść po niezbyt chlubnym zgonie
małżonka. Za swoją „siostrę” uznał ja wódz Stary Dym, dzięki czemu Czerwona Chmura
znalazł mentora i opiekuna, który zastąpił mu ojca.
Siuksowie nie byli
plemieniem, które chcielibyście mieć za sąsiadów. Lakotowie, Dakotowie (zawsze się
zastanawiałem dlaczego funkcjonują dwie nazwy tego związku plemion, ale
widocznie jedni mieli problem z wymawianiem „D”, a drudzy „L” ) słynęli z
okrucieństwa i krwawych najazdów na zwaśnione z nimi plemiona Wron. Wyrafinowanie tortur zadawanych przez Siuksów pojmanym wrogom pewnie wprowadziłoby w zawodową
zazdrość i podziw funkcjonariuszy Świętej Inkwizycji. Wypierani przez białych, przesuwali się na Zachód,
wypierając z kolei inne plemiona z ich ziem.
Dzięki wrodzonym zdolnościom, ciężkiej pracy (w
sensie napadów, kradzieży koni i niezliczonych potyczek) oraz hojności, a
także wżenieniu się w siuksańską klasę wyższą Czerwona Chmura stopniowo, przez lata zyskiwał na
znaczeniu. Szaleńczo odważny potrafił, w przeciwieństwie do
większości ówczesnych wodzów indiańskich, doceniać zdobycze technologiczne
białych jak chociażby broń palna oraz wypracować taktykę umożliwiającą pokonywanie
znacznie silniejszych przeciwników.
Czerwona Chmura należy do wyjątkowo elitarnego
bractwa ludzi, którzy powstrzymali najazd armii Stanów Zjednoczonych i dzięki czemuś, co obecnie
nazwalibyśmy wojną partyzancką lub asymetryczną prowadził wojnę z całą potęgą
amerykańską przez 30 lat.
Książka bardzo wnikliwa, z solidną bibliografią, napisana
żywym językiem w niektórych momentach – nawet zabawna.
Dlaczego zabawna? Posłużę się fragmentem dotyczącym
polowań:
”…W ciągu kilku dni kruche zielone źdźbła przebijały się przez sczerniałą, spustoszoną ziemię i kusiły gromady głodnych zwierząt, w tym stada wyglądających na wiecznie zdziwione widłorogów, których mięso Lakotowie stawiali na drugim miejscu zaraz po bizonim. Choć antylopy te potrafiły biegać z prędkością niemal osiemdziesięciu kilometrów na godzinę i były najszybszymi zwierzętami na kontynencie, zadziwiająco łatwo można je było upolować . Indianie trzymali naręcza ściętej bylicy tak, aby osłonić swe torsy i twarze, podchodzili na odległość strzału z łuku, a następnie zasypywali je gradem strzał. Być może to było powodem zdziwienia widłorogów….”
Dlatego, każdemu kto za młodu czytywał
Karola Maya (który nota bene nigdy nie był w Stanach przed napisaniem swoich powieści), a chciałby
poznać nieco bliższą realiom Dzikiego Zachodu lekturę – pozycja ze wszech miar
godna polecenia.
Z ciekawostek – aby posłuchać wykładu Karola Maya
w dniu 22 marca 1912 r. w Wiedniu pewien młody, bardzo ubogi młodzian
przyszedł do swego nieco bardziej zamożnego kolegi pożyczyć.... buty.
Ten ubogi chłopak to... Adolf Hitler, jeden z
największych miłośników przygód Winnetou i Old Shatterhanda.
Tytuł: Serce wszystkiego, co istnieje. Nieznana historia Czerwonej Chmury, wodza Siuksów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych