Lata „realnego socjalizmu” zakończyły się w 1989 roku.
Tak po prawdzie, to ani nie był to socjalizm, ani tym bardziej realny.
Po prostu „obóz państw socjalistycznych”, a Polska była „najweselszym barakiem w tym obozie”.
Sentyment do tamtych czasów wynika moim zdaniem z kilku przyczyn.
Po pierwsze - to czasy młodości. Może to oklepany argument, a dla znakomitej części czytelników były to czasy młodości ich rodziców, jednak dla Autora książki (i dla mnie, bo miałem wtedy 18 lat) jak najbardziej.
Po drugie - było okres zdecydowanie większej bliskości międzyludzkiej, sąsiedzkiej, koleżeńskiej, a więzi przyjaźni umacniano m,in. przy okazji imienin, urodzin, Dnia Hutnika, Górnika, Odlewnika, Milicjanta, niejednokrotnie obficie podlewając „wodą ognistą” nawet w godzinach pracy. Nie bez znaczenia była też konieczność posiadania odpowiednich znajomości umożliwiających nabycie dóbr, które obecnie są najzwyklejsze w świecie czyli np. papieru toaletowego, kawy czy masła.
Po trzecie – podział na „my” i „oni”- na tych związanych z ówczesną władzą i tych, którzy z nią zbyt blisko nie byli.
Chociaż to ostatnie było granicą płynną, co świetnie ujął w swej książce Ryszard Ćwirlej. W tamtym okresie przyjaźń pomiędzy milicjantem i cinkciarzem była akceptowalna, nawet służba w SB, nie dyskwalifikowała towarzysko porządnego człowieka.
Każdy, kto tylko mógł, starał się byt swój poprawić, a wyznawców komunizmu nie było już nawet w rządzie.
Jednak nawet w tak „sielankowej” rzeczywistości zdarzały się problemy.
W Poznaniu, który jest główną sceną tej historii zaczynają ginąć od kul (co było wyjątkową sytuacją w czasach PRL, bo przestępstwa przy użyciu broni palnej były częste jak kwiaty na Saharze) handlarze walutą. Najpierw ginie dwóch „szeregowych” cinkciarzy, ale już kolejną ofiarą jest jeden z bossów tego biznesu. Milicja podejmuje działania, a kapitan Mirosław Brodziak zostaje szefem ekipy dochodzeniowo-śledczej. I nie będzie tutaj markowania roboty, ponieważ najlepszym przyjacielem z podwórka pana kapitana jest „szef wszystkich szefów” specjalistów od „change money” w tym mieście - Ryszard Grubiński znany jako „Gruby Rychu”.
W tle – obrady Okrągłego Stołu, oraz uporczywie pojawiająca się plotka o możliwej legalizacji walutowego interesu.
Oznacza to bezpardonową walkę o miejsce na rynku, a wysoko postawieni funkcjonariusze SB rozglądają się za nowym zajęciem i wypracowaniem „godnych emerytur” w zmieniających się realiach.
Czy Mirek Brodziak i jego serdeczny przyjaciel – porucznik Teofil Olkiewicz, który ma w swej bujnej karierze epizod w SB (ale nie z własnej woli i wyboru) uratują życie Rycha?
Jak dwaj podoficerowie MO rozwiążą problem namolnego dowódcy, który żąda „działki” ze znalezionych w rozbitym samochodzie dolarów?
Czy kapitan Marjański znalazł swoje prawdziwe „ja”? Kto jest mózgiem zabójców „waluciarzy” i co nim kieruje?
To wszystko, i jeszcze więcej, znajdziecie w „Masz to jak w banku” i w oparach lekkiego absurdu, wysokoprocentowego alkoholu i smrodzie dymu z „Extra Mocnych” spędzicie naprawdę miłe chwile.
Tytuł: Masz to jak w banku
Autor: Ryszard Ćwirlej
Wydawnictwo: Muza S.A.
Data wydania: maj 2018
Ilość stron: 480
Zapowiada się ciekawa lektura.
OdpowiedzUsuńPo mocnym finale w "Czerwonym pająku" mam spore oczekiwania, ale opis brzmi ciekawie. :) Może się skuszę i na to.
OdpowiedzUsuń