1/31/2017 10:40:00 AM

Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660 - Sławomir Leśniewski

Książka reklamowana jako „prawdziwa Gra o Tron” i napisana w stylu Georga R.R. Martina.
Cóż, jeśli spodziewacie się opowieści ociekającej seksem i przemocą oraz dość szczegółowymi opisami tortur, to się przeliczycie.
Ale jeżeli w „Grze o Tron” fascynuje Was właśnie...  gra o tron, to znajdziecie to czego szukacie!

Sławomir Leśniewski to historyk, który zna się na rzeczy, a dodatkowo umie tę wiedzę przekazać w sposób szalenie przyjazny dla czytelnika.
W przeciwieństwie do autorów, którzy z dowolnego tematu (łącznie np. z historią ”pań swawolnych” oraz innych postaci półświatka w średniowiecznym Paryżu) potrafią zrobić niestrawialnego" gniota. Wiem co piszę, ale tytułu Wam nie podam, bo nie mam ochoty na proces o zniesławienie.  Kto ma niejakie pojęcie o książkach historycznych dotyczących tamtego okresu bez pudła zidentyfikuje autora i tytuł tego „arcydzieła”.

W "Potopie"  S. Leśniewskiego nie ma postaci nieskazitelnych w starym, dobrym Sienkiewiczowskim stylu.
Pomijając dobór pewnych wydarzeń pod złożoną tezę („Janusz Radziwiłł wielkim zdrajcą był”),  „serc pokrzepiacz” zapomniał jakoś dziwnie, że w obozie księcia Janusza w tym czasie było mnóstwo braci szlacheckiej z niejakim starostą jaworowskim Janem Sobieskim, któremu do imienia 21 maja 1674 dorzucono numerek 3.
Co więcej, zachowanie hetmana wielkiego litewskiego można usprawiedliwić dbałością o losy Litwy.
Po utracie Wilna i braku obiecanej pomocy ze strony króla poszukiwał dowolnej opcji, aby ograniczyć straty płynące z wojny, której dostępnymi siłami i środkami nie był w stanie nawet przegrać w taki sposób, aby uzyskać pokój lub rozejm na akceptowalnych warunkach.

Jan II Kazimierz Waza był trzecim z rzędu królem elekcyjnym z rodu Wazów. I do tej pory trudno jest ocenić, który z nich: Zygmunt III Waza, Władysław IV Waza czy Jan Kazimierz był dla Polski większym nieszczęściem. Zygmunt III zablokował objęcie przez Władysława IV tronu moskiewskiego, bo sam chciał zostać carem. Pożądanie przez Władysława IV korony szwedzkiej, o którą spór toczył już jego ojciec, było wyrazem  ambicji czysto osobistej, która nie była zgodna z interesem Rzeczpospolitej, a nawet wręcz przeciwnie.
Sam Jan Kazimierz był władcą marnym, skonfliktowanym z magnaterią i szlachtą. I choć szanse na objęcie tronu w Sztokholmie miał takie, jak bałwan w piekle, to tytułu króla Szwecji z uporem maniaka używał.
Doprowadziło to do skorzystania z tegoż casus belli przez Szwedów mających świadomość trudnej sytuacji Polski (wojna z Moskwą i buntami kozackimi). Nie bez wpływu były też namowy Hieronima Radziejowskiego, którego żoną interesował się sam Jego Wysokość, a i ona nie była mu niechętna.
Król był do tego stopnia „kochany” przez poddanych, że szlachta wielkopolska pod Ujściem doszła do wniosku, że w sytuacji, kiedy do dwóch wojen dochodzi trzecia i to z przeciwnikiem budzącym uzasadniony respekt lepiej jest zamienić nieudolnego Wazę na Wazę wojownika, który powinien poradzić sobie z dwoma pozostałymi wrogami.
Do podobnego wniosku doszedł też wymieniony już wcześniej książę Janusz Radziwiłł.
Co ciekawe, nad tym samym zastanawiali się również.... Paweł Sapieha i kasztelan kijowski Stefan Czarniecki.
Jednak włączenie się do gry Tatarów i groźba grabieży majątków, a także w przypadku Czarnieckiego możliwość „nachapania się"  na boku (bo pieniądze przeznaczone na obronę Krakowa zniknęły na ten przykład w iście magicznych okolicznościach) utrzymały ich w obozie Jana Kazimierza.
Ioannes Casimirus Rex” znany był bardziej jako “Initium Calamitatis Regni” (początek nieszczęść królestwa) a jego legendarne zdolności do zniechęcania wszystkich do siebie kosztowały Rzeczpospolitą ok. 30% populacji. Liczba obywateli spadła 11 mln. do 6–7 mln, kraj z głównego eksportera żywności stał się krajem, w którym w niektórych latach panował głód.
Wartości zrabowanych dóbr nie da się oszacować, ale na przykład z samego zamku Lubomirskich w Wiśniczu wywieziono 150 wozów. Warszawa została rozgrabiona do cna.

Śluby lwowskie, w których JK Mość oddał Rzeczpospolitą pod opiekę Matki Bożej, nazywając ją Królową Korony Polskiej i obiecał, że poprawi sytuację chłopów i mieszczan, gdy tylko kraj zostanie uwolniony spod okupacji, nigdy nie zostały dotrzymane.
Sytuacja ani jednych, ani drugich się nie poprawiła, ale za to skończyła się (ku uciesze kleru katolickiego) tolerancja religijna. Ofiarami rzezi i prześladowań stali się „heretycy” czyli protestanci, w tym Bracia Polscy. Tylko innowiercy zostali ukarani za zdradę Ojczyzny. Pozostali wielcy zdrajcy, którzy nie umarli przed zakończeniem wojny tacy jak Janusz Radziwiłł czy Krzysztof Opaliński cieszyli się dobrym zdrowiem i majątkiem. Bogusław Radziwiłł, choć protestant, kary żadnej nie poniósł.
Osobnik ten, postać, nawet jak na tamte czasy wyjątkowo paskudna, miał czelność zgłosić swoją kandydaturę na.... króla Polski podczas elekcji.
Arcyzdrajcę Hieronima Radziejowskiego po powrocie ze szwedzkiego więzienia (gdzie trafił, gdy był już zbędny) mianowano wielkim posłem do Turcji.
Odnośnie skutków „opieki po zawierzeniu” i w porównaniu z tymi, co nie ”zawierzali"  - Szwedzi zarobili całkiem nieźle, Prusy uzyskały niezależność od Korony, Moskwa weszła do „pierwszej ligi” państw europejskich i odebrała rynki zbytu Rzeczpospolitej.
Rzeczpospolita utraciła 4 mln obywateli, eksport zboża zmniejszył się o 60%, arianie, wśród których nie brakowało ludzi światłych i znakomitych rzemieślników - wyjechali lub zostali wymordowani.
Do czasu definitywnego upadku Rzeczpospolitej podczas zaborów nie odrobiono tych strat.
O czasach późniejszych czyli  rozbiorach, obu wojnach światowych i czasach „realnego socjalizmu” nie wspomnę.
Może czasami warto zastanowić się nad wyborami. Czy oczekujemy na załatwienie naszych spraw za pośrednictwem lub sprawstwem „protektorów” w świecie niematerialnym czy tak zwyczajnie, bez magii i różnego typu szamanów wybieramy do sprawowania władzy ludzi, którzy po pierwsze mają po temu kwalifikacje a po drugie są polskimi patriotami i nie mają zewnętrznych ośrodków decyzyjnych – obojętnie w Moskwie, Brukseli czy Watykanie.


Tytuł: Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660

Autor: Sławomir Leśniewski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: luty 2017
Liczba stron: 384












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2016 To czytają Saudyjskie Wielbłądy , Blogger