Chyba żaden inny zakon rycerski nie obrósł taką ilością mitów, legend i teorii spiskowych.
Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni
Salomona rozpala wyobraźnie zarówno zwyczajnych miłośników historii, jak i
poważnych (lub czasami – mniej poważnych) badaczy i historyków.
Książka Martina Bauera jest rzetelną, teutońską,
trzymającą się faktów opowieścią o powstaniu, czasach chwały i potęgi, a także
niesławnym końcu templariuszy.
Zakon, jako pierwszy miał powiązać cnoty
mnichów (z którymi w średniowieczu bywało różnie) z cnotami rycerskimi z którymi
było jeszcze gorzej, niż w przypadku mnichów.
Dzięki wsparciu ojca chrzestnego
templariuszy - Bernarda z Clairvaux, (doktora
Kościoła zwanego dzięki swym sławnym kazaniom oraz ogromnej erudycji i
zdolnościom oratorskim „Doktorem Miodopłynnym”), zakon uzyskał wpływy, majątki oraz sporą liczbę kandydatów ze
szlachetnych i bogatych rodów.
Pierwotnym celem Ubogich Rycerzy Chrystusa była
ochrona pielgrzymów do Ziemi Świętej.
Dzięki hojnym donacjom oraz temu, że między innymi
klasztory (a szczególnie te dobrze umocnione) były miejscami Pokoju Bożego (za napaść na takie miejsce groziła
ekskomunika) zbudowano potęgę finansową templariuszy.
Jeżeli
dołożymy do tego sprawną organizację wojskową, liczne komturie, w których można
było za odpowiednik czeku odebrać złoto w dowolnym miejscu, bez narażania się
na przewóz kruszcu samemu oraz nieposzlakowaną, w tym aspekcie, opinię rycerzy
zakonnych to wcale nie dziwi fakt, że swoje kosztowności oraz pieniądze
powierzali templariuszom królowie Anglii i Francji.
Zakon był dzieckiem swoich czasów oraz ich
potrzeb, był zbrojnym ramieniem papieży oraz jedną z nielicznych realnych sił
zbrojnych, znakomicie wyszkolonych i wyekwipowanych służących do walk w
Palestynie oraz generalnie na terenach, na których dochodziło do zbrojnych
zmagań z wyznawcami islamu.
Pewnych podobieństw możemy
dopatrzeć się w obecnych działaniach na Bliskim Wschodzie. Nazywanie wojsk
przeróżnych koalicji, walczących z fanatycznymi odłamami islamu w Syrii, Iraku
czy Afganistanie, mianem „krzyżowców” przez mających znakomitą pamięć
historyczną Arabów nie jest całkowicie pozbawione sensu.
Oczywiście Autor wymienia większość teorii
budzących wypieki na twarzach miłośników teorii spiskowych, jednak odnosi się
do nich z rezerwą, jako nie mających oparcia ani w dokumentach, ani w dających
się potwierdzić znaleziskach. Nadmienia jednak, że nawet jeśli nie ma na coś materialnych dowodów, to niekoniecznie musi
to być tylko wytworem czyjejś fantazji.
Możemy więc w książce przeczytać także o ukrytych skarbach, poszukiwaniach
św. Graala, tajemnicach wykopalisk w Świątyni Salomona, powiązaniach z
wolnomularstwem rytu szkockiego, ale Martin Bauer postrzega je raczej jako „fakty medialne” i pisze o nich z dużą dozą sceptycyzmu.
"Templariusze. Mity i rzeczywistość" to świetna lektura dla tych, których interesuje czysta w
formie i treści historia, ale i tych, którzy lubią sobie „po gdybać”.
Książka napisana przyjaznym i zrozumiałym językiem bez uniwersyteckiego zadęcia, co w żaden sposób nie ujmuje jej wartości jako poważnej monografii.
Tytuł: Templariusze. Mity i rzeczywistość
Książka napisana przyjaznym i zrozumiałym językiem bez uniwersyteckiego zadęcia, co w żaden sposób nie ujmuje jej wartości jako poważnej monografii.
Tytuł: Templariusze. Mity i rzeczywistość
Tytuł oryginału: Die Tempelritter. Mythos und Wahrheit
Autor: Martin Bauer
Autor: Martin Bauer
Tłumaczenie: Małgorzata Słabicka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data wydania polskiego: marzec 2017
Liczba stron: 256
Data wydania polskiego: marzec 2017
Liczba stron: 256
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku - pisząc komentarz, zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych